mm

mm

Raz

7 komentarzy:
Kochany pamiętniku. Dzisiejszy dzień to udręka, wręcz koszmar. Olga znosi mi coraz więcej ksiąg do czytania, a ja mam ich już dość. Co jakiś czas którąś chowam i mówię, że przeczytałam. Całe szczęście babcia nie przepytuje mnie z nich, uff. Byłam też dzisiaj ostatni raz w szkole – pożegnałam się ze wszystkimi. Smutno mi, że musimy wyjechać, ale nie mamy innego wyjścia. Olga mówi, że tak będzie najbezpieczniej jeśli chodzi o nasze życie. Pamiętasz jak opowiadałam ci, że moi rodzice umarli na jakąś tajemniczą chorobę? Okazuje się – przynajmniej tyle usłyszałam z rozmowy babci z dziadkiem – że oni zginęli w wypadku samochodowym, który był ukartowany.
Boli mnie to, że dowiedziałam się prawdy, ale przynajmniej wiem co tak naprawdę stało się tamtego dnia. Ogólnie Olga bardzo mało ze mną rozmawia, chciałabym się czegoś więcej dowiedzieć o mamie, tacie, o mnie. Jedyne co wiem to mama i tato pracowali w wielkiej fabryce na wysokich stanowiskach i to ich zabiło, chyba. Pamiętam jak dziś, że kłócili się o to czy podpiszą jakiś kontrakt z inną firmą czy nie. Parę dni później – nie było już ich. Zdecydowali, że nie podpiszą kontraktu. Mama była w ciąży, miałam mieć brata – czternaście lat różnicy byłoby między nami. Ponoć termin był w moje urodziny. Najbardziej zła jestem na tych co ich zabili za to, że zabili mojego brata, moją rodzinę. Szczęście w nieszczęściu – nie wylądowałam w domu dziecka.

Słoneczko! - z dołu dobiega cichutki głosik babci. – Chodź na obiad, szybko!
Już idę – odpowiadam i szybko zbiegam na dół.
Kiedy wchodzę do kuchni wita mnie cudowny zapach pierogów z truskawkami, a do tego pierogów ukraińskich i ruskich. Babcia zawsze uwielbiała komplikować sobie życie i robiła wiele rodzai danego posiłku. Wzięłam z szuflady talerz, z drugiej widelec i nałożyłam sobie po kilka pierogów z danego rodzaju. Najbardziej smakowały mi ukraińskie i z truskawkami.
Dzisiaj wyjeżdżamy – mówię smutno, choć tak naprawdę chciałam jak najbardziej to ukryć.
Niestety tak, ale tak jest najlepiej dla nas obu i dla wszystkich – podchodzi i głaszcze mnie po głowie. – Obiecuję, że będzie ci tam dobrze, gwarantuję to.
Jakoś nie zbyt mi się chce w to wierzyć, ale staram się. Tu, w Krakowie naprawdę dobrze się czułam. Może nie byłam zbyt akceptowalna przez innych, ale jedną przyjaciółkę miałam i nawet adoratora – skutecznie go od siebie odsuwałam, nie chciałam z nikim być, a tym bardziej z kimś kto miał wszystko i nie umiał nic docenić. Zaraz po obiedzie poszłam się pakować, a Olga troszkę mi w tym pomogła. Zabrałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, czyli wszystko to co może się przydać w Kalifornii. O miejscu naszego wyjazdu także dowiedziałam się z rozmowy babci z dziadkiem.
Z tego co wiem to mam tam jakąś rodzinę, która pomoże nam na samym początku zaaklimatyzować się, a przy okazji załatwią mi szkołę, babci jakieś mieszkanko. Do torby schowałam także laptopa i całą resztę sprzętu, które tutaj nie zostawię i komuś oddam. Jeśli chodzi o ciuchy, to te, których nie wezmę po drodze damy do Czerwonego Krzyża albo do MOPS-u, zależy od babci gdzie podjedziemy. O godzinie dwudziestej jesteśmy już na lotnisku i czekamy na samolot. Babcia już od miesięcy starała się o wizę i udało się nam ją dostać, całe szczęście. Kiedy wywołali nasz lot – z uśmiechem na ustach popędziłyśmy do właściwego wyjścia, po okazaniu biletów weszłyśmy do samolotu i zajęłyśmy swoje miejsca. Po dłuższym czasie maszyna wystartowała i leciałyśmy do Chicago, aby potem móc dostać się do Kalifornii. Podróż minęła nam zadziwiająco szybko, nawet Olga była w szoku, a ponoć często przemieszczała się samolotami zanim wzięła mnie pod swoją opiekę. Kiedy wyszłyśmy na lotnisko w Chicago Olga szybko podeszła do telefonu i zadzwoniła do naszej rodziny.
– Cześć wam. No my już w Chicago, zaraz będziemy szły do następnego samolotu i z lotniska do was dojedziemy. Tak, tak, wszystko mamy. A co? Nie, Eulalia dobrze się czuję, nie zauważyłam u niej typowych książkowych zmian, a Adam już je ma? Ohh, chyba troszkę za wcześnie. My za niedługo będziemy, także spokojnie. No, pa. - Odłożyła słuchawkę i podeszła do mnie. - Skarbie, ciocia Oliwia z wujkiem już na nas czekają, więc szybko musimy iść na następny samolot. Bilety mamy, oni nam zarezerwowali, więc nie ma co się martwić. Adam nie może się doczekać spotkania z tobą, więc pamiętaj, masz być miła, ponieważ on jest ciężko chory.
Złapała mnie za ramię, poszłyśmy po bagaż tylko po to, aby z powrotem je oddać. Głos w głośnikach wyraźnie powiedział, że musimy się zgłosić do wyjścia, aby się nie spóźnić na lot. Kiedy ja goniłam za babcią – co jest dziwne, bo kobieta ma prawie dziewięćdziesiąt lat – w mojej głowie huczały słowa „Nie zauważyłam u niej typowych książkowych zmian”. Nie mogłam pojąć o co może chodzić, ale mam nadzieję, że jak będziemy na miejscu to dowiem się wszystkiego. W międzyczasie spojrzałam na bilety, które miałam wręczyć pani przy wyjściu „Airport Boulevard, Los Angeles, California, USA”. Miasto Aniołów, zawsze chciałam tam polecieć, ale nie wiedziałam, że będzie to możliwe i tak bardzo realne. W LA ciocia z wujkiem mają po nas przyjechać, więc nie będzie problemu z dojazdem do ich domu.
– Babciu! Zaczekaj na mnie! - krzyczę z nadzieją, że mnie usłyszy w tym tłumie.
Usłyszała, zatrzymała się.
– O co chodzi z Adamem i czemu stwierdziłaś, że ja nie mam książkowych zmian. Zmian, ale w czym? Ja już nic nie rozumiem, babciu. - opuściłam ręce w dół z braku siły.
– Chodzi o to, że każdy członek naszej rodziny, naszej kultury ma jakieś objawy jeśli chodzi o różne aspekty jego życia. Ty nie masz żadnych objaw porzucenia dotychczasowego miejsca zamieszkania ani z powodu braku rodziców. Adam ma objawy tego, że będzie mieszkał tak naprawdę z obcymi dla niego ludźmi i to go przeraża. To są takie nasze kulturowe fobie. Powinnaś to wiedzieć, czytałaś książkę o tym, no chyba że oszukiwałaś. Oszukiwałaś? - Olga wytłumaczyła mi to tak szybko, że zrozumiałam tylko co drugie słowo albo w ogóle.
– Czytałam, ale nie zrozumiałam kompletnie niczego, nie wiedziałam o co dokładnie chodzi autorowi tej książki. Wiesz co babciu, porozmawiamy o tym może na spokojnie w samolocie albo u cioci jak zostaniemy same, co? - starałam się powiedzieć to jak najbardziej entuzjastycznie.
Stwierdzenie, że nie mam objawów jeśli chodzi o utratę rodziców to dość odważne posunięcie, bo przez długi czasu nie mogłam się z tym pogodzić. Babcia w pewien sposób zastąpiła mi ich, ale nie tak jak tego oczekiwałam. Gdyby tak naprawdę interesowała się moimi uczuciami wiedziałaby, że to było dla mnie straszne. Może zmiana miejsca pobytu już nie jest taka zła, ponieważ jestem w mieście o którym w sumie marzyłam i czasami mi się śniło, to i tak mi smutno. Opuściłam swoich znajomych, opuściłam cudowne miasto, które znałam, ale potrafiłam się zgubić i zawsze trafiałam do domu. Jestem teraz jedynie tej nadziei, że w nowym mieście, nowym kraju poznam kogoś ciekawego i jakoś uda mi się dostosować. Może z językiem nie jestem za pan brat, ale dam radę. Olga jest w cięższej sytuacji, ale jej pomoże ciocia. Kiedy weszłyśmy do samolotu i zajęłyśmy swoje miejsca, odchyliłam głowę do tyłu i starałam się usnąć. Jednak skutecznie nie pozwalał mi hałas jaki tworzyli wsiadający ludzie. Udało mi się usnąć chwilę po starcie maszyny.

Na początku biegałam po lesie, swobodnie, powoli – rekreacyjnie po prostu. Po drodze spotkałam Magdę, która nie wyglądała normalnie – po twarzy miała rozsiane czerwone kropeczki, a z rąk kapała jej czerwona ciecz.
– Magda, co się stało?! - złapałam ją za barki i mocno potrząsnęłam. Nie odpowiedziała.
Jedyne co zrobiła to otworzyła szerzej oczy, a z jej ust wydobył się przeraźliwy krzyk. W głowie mi się zakręciło, upadłam na ziemię. Kiedy znów byłam w stanie rejestrować obrazy zobaczyłam, że jestem w jakimś budynku, w hali fabrycznej. Magda wygląda już normalnie, aż za normalnie. Niedaleko niej stoi jakiś chłopak i chaotycznie macha rękoma. Mrugam kilka razy, aby obraz się wyostrzył, lecz nadal widzę jak przez mgłę. Ktoś się do mnie zbliża.
– Co mi robicie?! Zostawcie mnie! Ja nic wam nie zrobiłam! - krzyczę, choć tak naprawdę z moich ust nie wychodzi żaden dźwięk.
Jeden z nich jest wielki jak szafa, a drugi chudziutki jak patyczek. Ten większy bierze mnie i przerzuca sobie przez ramię. Nie rozumiem nic z tego co się dzieje, mój mózg pracuje na najwolniejszych obrotach jakie mogą być, a oni wszyscy robią ze mną co chcą. Po dłuższej chwili marszu, basior się zatrzymuje i rzuca mną na ziemię. Moje ciało przygotowane było na uderzenie w beton, tymczasem upadłam na miękki materac, a raczej na jego pozostałości, które miękkie nie były. Mój mózg na tyle wrócił do normy, że kiedy otwierałam oczy widziałam wszystko wyraźnie. Basior kręcił się w kółko, chuderlak siedział na biurku i krzyczał do niego. Nie wiem czemu, ale nie docierały do mnie żadne dźwięki, martwiło mnie to.
– Słyszy mnie ktoś?! Halo! Ej, wy tam! Dajcie mi wyjść, ja nic nie wiem, nic nie zrobiłam, błagam! - krzyczałam z całych sił.
W końcu chudy do mnie podszedł, złapał moją brodę i przekręcił twarz w swoją stronę – Albo się uspokoisz albo cię zabijemy – mruknął tak cicho, że ledwie go zrozumiałam.
– Ale ja nic nie wiem! Naprawdę, przysięgam. Błagam! - rozpłakałam się, nie miałam już sił.

Nagle poczułam jak ktoś mnie szturcha, najpierw delikatnie, później coraz żywiej.
– Ell, wstawaj. Wysiadamy – dociera do mnie cichutki głosik babci. - No chodź kochanie.
Wstaję powoli, mrugam i przecieram dosyć mocno oczy. W głowie nadal mam ten sen, niedokończony sen. Chciałabym dowiedzieć się o co w nim chodziło, co zwiastował. Spokojnym krokiem idę za babcią w stronę wyjścia z lotniska, bagaże Olga zabrała kiedy ja byłam w toalecie. Przed głównym wyjściem z lotniska babcia szuka cioci i wujka. Po dobrych pięciu minutach stania i czekania ktoś do nas podchodzi.
– Witajcie dziewczyny! - z entuzjazmem w głosie starsza pani zabiera nas w stronę parkingu. - Eulalia, jak ty wyrosłaś.
– Ciocia Oliwia szybko mnie przytula i całuje w czoło. Odwzajemniam się tylko uśmiechem, bo na tyle mogę sobie pozwolić i na tyle mam sił.
– Oliwio, jak ma się Adam? Przechodzi mu trochę czy się nasila?
Babcia wyrzuca z siebie słowa beznamiętnie, aż mi szkoda tego chłopaka, bo nikt się nim nie interesuje i nikt nie pojedzie z nim do lekarza.
– Niestety, ale się pogarsza. Robiliśmy już wszystko, nie działa nic. Może ty coś poradzisz. Jan został z nim w domu na wszelki wypadek - ciocia ze smutkiem wypisanym na twarzy wsiadła do samochodu.
Ja schowałam nasze torby do bagażnika i ulokowałam się na tylnym siedzeniu. Nie pozwoliłam sobie na uśnięcie, aby ten sen nie wrócił. Nie chcę na razie do niego wracać, nie teraz.

***

Na następny dzień miałam iść do szkoły, aby zobaczyć co i jak, ale że z Adamem było naprawdę źle, babcia z ciocią postanowiły, że zostanę w domu. Pokój na poddaszu całkowicie mi odpowiadał. Miał swoją atmosferę i choć niewielki dla mnie był spory. Powoli wzięłam się za rozpakowywanie torby i ustawianie rzeczy. Pod oknem z którego widok rozpościerał się na piękne jezioro na biurku postawiłam laptopa z aparatami i większością sprzętu. Szafa po drugiej stronie pokoju, miała cudowne rzeźbienia kwiatowe, a zagłówki łóżka również wykonane były z drewna rzeźbionego. Zagłówki prezentowały cztery żywioły natury, chociaż nie wiem jak rzeźbiarzowi udało się pokazać powietrze i to wszystko połączyć, aby się komponowało.
Kiedy już wszystkie moje rzeczy leżały na swoim miejscu z torebki wyciągnęłam pamiętnik. Nie chowałam go w jakimś pokręconym miejscu, ponieważ wiem, że nikt go nie ruszy. Zabrałam dresy z komody oraz ręcznik i poszłam się myć, należało mi się to po tak męczącej nocy i podróży. Pod prysznicem wpadłam na pomysł, że skoro Adam jest chory, a ja mam przez to cierpieć i nie chodzić do szkoły to może dobrze by było – dla mnie oczywiście – gdybym sama tam poszła i zaznajomiła się z terenem i ludźmi. Po relaksującym prysznicu poszłam na dół wcielić mój plan w życie.
– Cześć ciociu – mruknęłam cicho i usiadłam na kanapie obok Adama. – Tak sobie pomyślałam
– Cześć Ell, fajnie że przyjechałyście. Chodźmy na dwór, pogadamy i zapoznam cię ze swoimi znajomymi – donośny głos Adama odbił się echem w mojej głowie. Przecież jeszcze kilkanaście godzin temu był prawie umierający.
– Spoko, możemy iść, tylko ja niezbyt mogę się z nimi dogadać, więc wolałabym na razie unikać rozmów z nimi – posłałam mu lekki uśmiech i szybko się podniosłam, ponieważ on już zbliżał się do drzwi.
Kiedy go dogoniłam on cały czas na mnie spoglądał, a ja się peszyłam. Jak na chłopaka starszego ode mnie o dwa lata wyglądał bardzo chłopięco. Nie powiedziałabym, że ma szesnaście lat. W Krakowie często ludzie mówili mi, że wyglądam na o wiele więcej jak czternaście. Gdy znów na mnie spojrzał ja uniosłam jedną brew do góry i skrzywiłam się. Nie lubiłam jak ktoś na mnie notorycznie patrzył, a szczególnie kiedy się przez to rumieniłam.
– O co ci chodzi, że tak na mnie cały czas patrzysz?
– Ej, nie udawaj takiej niedoinformowanej – zaśmiał się sucho.
– Ale co ja mam niby wiedzieć? I cholera o czym? – Z wrażenia aż się zatrzymałam, bo ja naprawdę nic nie wiedziałam. Może chodzi mu o coś z książek od babci, może o jakieś wiadomości, które miałam przeczytać. – Oświeć mnie jeśli możesz.
– Nie mogę – mruknął.
– To najpierw mówisz, że jestem niedoinformowana, ale sam nie chcesz mi nic powiedzieć, paranoja jakaś totalna.
Całe szczęście nie odeszliśmy zbyt daleko od domu, więc śmiało mogłam wrócić i dowiedzieć się czegoś od babci, ale coś mi nie pozwalało odejść. Zasiadłam na krawężniku i kręciłam z niedowierzaniem głową. To było dla mnie niepojęte. Nagle ktoś kto jest moją rodziną – w sumie daleką i nie wiem czy jakkolwiek jesteśmy spokrewnieni – twierdzi, że mało wiem, ale gdy chcę pozyskać te informacje to nie może mi ich zdradzić. Czy ten świat oszalał do reszty? Robiąc zeza zamknęłam oczy i wypuściłam głośno powietrze. Chłopak postanowił usiąść koło mnie, ale ja się od niego odsunęłam.
– Nie bądź na mnie zła, bo kiedyś może będziesz potrzebować mojej pomocy. Też kiedyś nie chciałem czytać tego wszystkiego, ale w końcu stwierdziłem, że moja rola jest ważna w naszej kulturze i muszę znać każdy szczegół, jakąkolwiek informacje dorwę znam ją. Ty może nie będziesz tego potrzebować, bo od tego są tacy jak ja, ale coś z tego musisz liznąć. A i skoro nie chcesz dzisiaj poznać nowych znajomych to ja idę, do później.
I zostałam sama. Adam poszedł, a ja nie miałam zielonego pojęcia co ze sobą począć. Nie wiedziałam nawet o co mu chodziło w tym jego monologu, ale miał rację, chyba. Olga bez powodu nie dawałaby mi takich książek do czytania, może nawet wiedziałabym o co chodziło w moim śnie. Wstałam z krawężnika, otrzepałam spodnie z brudu i poszłam do domu. Nie mówiłam nic, weszłam do swojego pokoju, złapałam gdzieś po drodze długopis i zabrałam się za pisanie w pamiętniku.

Kochany pamiętniku. Jesteś już w Los Angeles, jak na razie miasto bardzo mi się podoba. Rodzinę mam tajemniczą, nie mogę zaprzeczyć. Też byś nie zaprzeczył gdybyś ich poznał, naprawdę. Ciocia Oliwia to specyficzna kobieta, manipuluje swoimi emocjami tak, że nawet nie mogę tego ogarnąć. Na lotnisku najpierw była wesoła, później smutna, bo Adam choruje – w sumie to już nie choruje, jest żwawy jak koń. Wujka Janka jeszcze nie udało mi się poznać, z tego co wiem to jest w pracy. Adam jest najdziwniejszy, człowiek zagadka. Nie wiem jak jego znajomi z nim wytrzymują, bo ja go nie rozumiałam w ogóle.
Pamiętniczku, powiem ci, że trochę boję się zasnąć przez jeden sen. Był tak pogmatwany, że do tej pory nie umiem go rozszyfrować. Była tam Magda, wiesz która. Spotkałam ją w lesie, była brudna od krwi. Później znalazłam się w jakieś hali w fabryce z dwoma facetami – jeden był wielki jak dąb, a drugi chudziutki jak patyczek – a na samym końcu znalazłam się w jakimś pomieszczeniu z materacem. Ten chudy groził mi, że mnie zabije jak się nie uspokoję. Babcia o nim nic nie wie, ale poważnie zastanawiam się czy jej o nim powiedzieć, bo może by mi pomogła.

Zamknęłam zeszyt i opadłam bezwiednie na oparciu fotela. Może dzisiaj wiele nie zrobiłam, ale dzień był tak męczący przez atmosferę jaką wytworzył Adam, że naprawdę źle się czułam. Przebrałam się w piżamę, wzięłam laptopa i położyłam się do łóżka. Przeglądając informacje o szkole do której miałam pójść – okazało się, że to naprawdę prestiżowa szkoła i w sumie nie powinni mnie przyjąć. Jeszcze chwilę poszperałam w Internecie, a kiedy trafiłam na coś ciekawego akurat mi się rozładował. Odłożyłam komputer i schowałam się pod kołdrą. Modliłam się w duszy by nie przyśnił mi się ostatni sen.


____
Wiem, że rozdział może nie zachwycać, ale zaczynałam go wieloma formami. W końcu którejś nocy wpadłam na pomysł, że zacznę od wpisu pamiętnikowego. To mnie w sumie nawet pchnęło do weny by skończyć ten rozdział i oto jest. 
W ramce "Coś nie na temat" możecie zaobserwować mojego bloga, co bardzo ułatwi mi życie, ponieważ nie będę musiała wszystkich z osobna informować o nowym rozdziale. 
Mam nadzieję, że rozdział mimo wszystko się spodoba i nadal będziecie ciekawi losów Eulalii.